czwartek, 27 sierpnia 2020

PILSKO, czyli hołd dla radiowej “Trójki” R.I.P.


PILSKO to częsty cel podróży. Nic w tym dziwnego, bo masyw Pilska widziany jest z daleka, z każdej strony. Z sąsiadką, czyli z Babią Górą, stanowi tandem dwóch ponadprzeciętnych gór. Na szczyt wiedzie kilka szlaków; zatem można skomponować własne menu wejścia i zejścia. Dziś, t.j. 21 sierpnia 2020 roku, towarzyszy nam ostatni raz w podróży radiowa “Trójka”. Radio to, po zdymisjonowaniu dyrektora Kuby Strzyczkowskiego, wygląda jak wypalona ruina. Jest to koniec pewnej epoki i ostateczny upadek czegoś, co wznosiło się ponad horyzont zwyczajności. Sytuacja zachęca do głębszej refleksji nad wolnością słowa; wolnością, która jest tak ważna dla nas, ludzi gór. 

Dystans – 14,1 km
Suma roczna na 2020 r. - 463,2 km. (do planu tysiąca km./rok brakuje 536,8 km.)
Przewyższenie – 948 m.
Najwyższy punkt – Pilsko 1.557 m n.p.m.
Cała wycieczka zapisana jest w TrekPlannerze na portalu Planeta Gór na moim profilu. Poniżej screen.


Korbielów pastwiska.
W samochodzie słuchamy radiowej “Trójki”. Dziś piątek, czyli dawny dzień Wojciecha Manna, a jeszcze niedawno redaktora Łukawskiego, którego cenimy za wyjątkową błyskotliwość. Dziś nie ma doktora Rożka, nie ma telefonów od słuchaczy, nie ma informacji ze świata, ani bieżących analiz. Została neutralna muzyka, pomiędzy którą nieznany nam redaktor dzieli się swą muzyczną wiedzą. Odzywa się co kilka utworów, co sprawia wrażenie pustki w studiu.
Wrażenie smutku, który przychodzi sam z siebie, musimy zalać falą górskich endorfin. Samochód zostawiamy na parkingu przy ulicy Leśnej. Jak dobrze zrozumiałem informację, część tego parkingu jest płatna. Samochód oczywiście stawiamy na jego bezpłatnej części.
Prognozy przewidują upał. Dlatego postanowiłem wejść na Halę Miziową rankiem, szlakiem zielonym, przy względnym chłodzie, a wrócić szlakiem żółtym, który biegnie zacienionym lasem. 
Rozkosz żucia.

Pasterz i jego konie.

Na horyzoncie pojawił się szczyt Babiej Góry.
Trasa szlaku zielonego wiedzie w większości po odsłoniętej powierzchni łąk i pastwisk. Pierwszy jego odcinek prowadzi główną ulicą Korbielowa, aż do skrętu w ulicę Szczyrbok. Tutaj pokonujemy kawałek asfaltowej drogi, przy której, po lewej stronie, jest mnóstwo bezpłatnego miejsca parkingowego. Ostrzejsze podejścia zaczynają się od kolejnego skrętu w ul. Pod Buczynką. Mamy przyjemność towarzyszyć gospodarzom wyprowadzającym swoje zwierzęta na pastwiska. Jakiś czas idziemy za dwoma krowami z cielaczkiem. Pan ze zdjęcia zagradza nam na chwilę drogę, by przepuścić stado koni z jednego pastwiska na drugie. Otwierając drogę, mówi do nas nieco z żartem, nieco z przekąsem, że teraz może przejść drugie stado. Rubaszny żart kwitujemy na wesoło, przyznając się zgodnie z prawdą do zwierzęcego pochodzenia.
Mijamy pasące się na łańcuchach dorodne krowy. Idziemy bezdrzewnym stokiem wzdłuż wyciągów krzesełkowych. Wyciągi te stoją nieruchomo. Z mapy odczytuję ich nazwy; Baba, Solisko Express i Jontek Express. Ten ostatni kończy się na samej górze. Góra nazywa się Szlakówka (1.092 m n.p.m.). Nim tam dojdziemy, pniemy się ostro pod górę, po częściowo zakrzewionym stoku. Wykarczowanie tej połaci lasu, a wyżej również i kosodrzewiny, pod trasy narciarskie, było przedmiotem ostrych walk ekologów. Patrząc z tego punktu widzenia dostrzegamy kontrowersje. 
W tle Babia Góra. Zdjęcie z szlaku.

Zdjęcie w kierunku Korbielowa.

Podejście pod Szlakówkę.
Za naszymi plecami coraz wyraźniej i majestatycznie kształtuje się masyw Babiej Góry. Pod koniec podejścia, idąc wzdłuż kolejki, zeszliśmy trochę z szlaku. Właściwy szlak meandrował z boku po trasie, która zimą jest stokiem zjazdowym. Od Szlakówki natomiast wiedzie już szeroka droga, która nie jest tak stroma jak poprzednie odcinki szlaku. W pewnym momencie trasa nasza łączy się z szlakiem żółtym, którym będziemy później powracać. Z tego miejsca do budynku schroniska jest 45 minut. Teraz idziemy już dwukolorowym szlakiem. Słońce zaczyna być odczuwalne. Dobrze, że ścieżka prowadzi już chłodnym cieniem. Po pewnym czasie dochodzimy do Hali Kamieniańskiej, która graniczy z Halą Miziową. Jest to w miarę wypłaszczony teren, który w latach 30-tych XX wieku został oddany do użytku trzydziestu gospodarzom z Korbielowa, w tym również Janowi Mizia, protoplaście nazwy miejsca. 

Hala Miziowa.
Nazwa tego miejsca zawsze kojarzy mi się z misiem. Lubię przekręcać nazwę na halę misiową, co brzmi sympatycznie, ale trochę przewrotnie. Dziś jednak smutnawo, bo kojarzy się z redaktorem Niedźwieckim.

Hala Miziowa.

Prawie jesienny widok na Babią Górę.

Schronisko na Hali Miziowej. W tle masyw Pilska.

Na Hali dochodzi do nas szlak czerwony. Pęk różnokolorowych szlaków dobiega do tutejszego schroniska.
Idea schroniska powstała na początku XX wieku w głowach dwóch panów; Kazimierza Sosnowskiego - ikony turystyki pieszej i Jana Mizia - jednego z właścicieli terenu hali. Myśl ta powstała w opozycji do aktywności niemieckiej organizacji turystycznej Beskidenverein. Budowa obiektu trwała trzy lata i zakończyła się w 1930 roku. O nowoczesności tego obiektu świadczył fakt zainstalowania w nim telefonu i natrysków, co było w tamtych czasach luksusem. Niestety w 1953 roku pożar strawił cały obiekt. Tymczasowo i prowizorycznie, noclegownię zorganizowano w zachowanych od pożaru zabudowaniach gospodarczych. Jak to w życiu bywa, prowizorki są bardzo trwałe i stan ten funkcjonował prawie pół wieku, do 2003 roku. Wtedy otwarto obecne schronisko.W 2018 kolejny pożar strawił częściowo rozebrane zabudowania gospodarcze.
Budynek jest duży i funkcjonalny. Schronisko oferuje 90 miejsc noclegowych. Jest tam bar, restauracja, a nawet sala konferencyjna.
Teren Hali Miziowej i okolic jest wypłaszczeniem powstałym po dużym osuwisku. Jest to dobry punkt obserwacyjny na Beskid Żywiecki, a przede wszystkim na Babią Górę.

Pilsko.
Na Pilsko (1.557 m n.p.m.) prowadzą ze strony polskiej dwa szlaki. Różnią się one diametralnie. Szlak czarny przebiega po odsłoniętym terenie i moim zdaniem należałoby go unikać w okresie deszczów, bo idzie się stromo po błotnistej ziemi. Ze względu na brak drzew szlak obfituje w szereg doskonałych miejsc widokowych. Miejsca widokowe spotykamy również na szlaku żółtym, jednak tylko w nieosłoniętych drzewami punktach. Szlak żółty przypomina trasy tatrzańskie, gdzie idzie się kamiennymi serpentynami wśród kosodrzewiny lub niskich krzewów.
Widok na Romankę. Po jej lewej, za drzewami Rysianka.

Czarny szlak to nawet strome podejście.

Schronisko na Hali Miziowej widziane z szlaku wejściowego na Pilsko.
Oba szlaki łączą się przed punktem wysokościowym nazwanym Górą Pięciu Kopców (1.533 m n.p.m.). Tam też dochodzi szlak niebieski biegnący granicą. Od tego miejsca, na właściwą górę, wiedzie szlak zielony. Idziemy niewielkim nachyleniem między kosodrzewiną, aż na rozległą polanę zwiastującą wierzchołek. Właściwy szczyt Pilska znajduje się na stronie słowackiej. Na szczycie, oprócz słupka z nazwą i kierunkowskazami, stoi krzyż i ołtarz. Turyści wznieśli tu również dwa dość duże kopce z kamieni.

Pilsko - Polski Szczyt.

Góra Pięciu Kopców.

Masywy Romanki i Rysianki.
Dopiero wchodząc na sam szczyt możemy delektować się widokiem na Tatry. Panoramę w kierunku południowym uzupełnia Mała Fatra i Wielki Chocz ze swoim pasmem. Nieco dalej można wypatrzyć też Wielką Fatrę i Niskie Tatry.

Pilsko - szczyt.

Na szczycie znajduje się krzyż i ołtarz.

Widok w kierunku Małej Fatry.

Widok na Babią Górę.
Po kontemplacji rozległych widoków zabieramy się do zbierania borówek. Pomiędzy plackami kosodrzewiny są ich całe połacie. Na szczycie nie czuje się upału. Słońce praży ale wiatr ochładza skórę. Dlatego też udaje się nam zbierać jagody przez dwie godziny. Nie są to duże owoce, tylko drobne, acz słodkawe kuleczki. Dlatego bardzo powoli przybywa ich w naczyniu. Po pewnym czasie dochodzimy jednak do wprawy w zbieraniu. Trochę przeraża kolor palców, jednak nim wróciliśmy na parking kolor skóry zdążył się już znacznie znaturalizować.

W tle Beskid Śląski. Po prawej Beskid Mały.

W centrum Rysianka.

Made in Pilsko.

W tle Beskid Mały.
Nazwa Pilsko, jeśli chodzi o pochodzenie słowa, ma cztery wyjaśnienia. Jedna z hipotez mówi o zniekształconym słowackim słowie Pol’sko, czyli Polska. Jedno wyjaśnienie jest uniwersalne w stosunku do wielu miejsc i opiera się na nazwisku właściciela łąk na górze. W tym przypadku brzmiało ono Piela. Dwa inne wyjaśnienia opierają się na dwóch różnych czynnościach; piłowaniu (drewna) i piciu alkoholu przez okolicznych zbójników. Nie ma jednej ustalonej pewnej wersji pochodzenia nazwy Pilsko.
Sam szczyt jest dość rozległy i dosłownie z każdej strony można znaleźć dogodne miejsce do obserwacji. Góra wznosi się kilkaset metrów ponad swe sąsiadki (pomijając Babią Górę), dlatego widoki stąd są wyjątkowo rozległe i dalekie.

Powrót - szlak żółty.
Ze szczytu Pilska wybieramy na przewodnika kolor żółty. Tak jak wcześniej wspominałem, z szczytu wiedzie dróżka wijąca się pomiędzy wysoką kosodrzewiną. Skacze się po stopniach i kamiennych progach. Droga przypomina tatrzańskie szlaki. Szlak żółty jest nieco dłuższy niż czarny, ale ze względu na krzewy i drzewa osłaniające przed słońcem, idzie się bardzo przyjemnie. Po drodze mijamy miejsce pamięci poświęcone żołnierzowi o nazwisku Basik. Była to jedna z pierwszych ofiar śmiertelnych II wojny światowej. Żołnierz ów został zastrzelony właśnie w tym miejscu 1-go września 1939 roku.

Borówkowe pola.

Schronisko na Hali Miziowej - zejście.

Pamiątkowa mogiła poległego tu żołnierza.

Babia Góra widziana z szlaku żółtego.
Mijamy schronisko. Szlak, poza pewnymi wyjątkami, prowadzi prawie w całości w terenie zalesionym. Monotonne schodzenie uprzyjemnia nam leśny klimat i różnorodność tutejszej przyrody.
Na dole dochodzimy do rzeczki. Jest to Buczynka. Potok ten jest tu dość szeroki i wartki. Przeprawiamy się na jego drugą stronę dzięki nowej, szerokiej, drewnianej kładce. Przeprawa ta zwiastuje rychłe przejście na asfalt, którym dochodzimy do samochodu.

Radiowa Trójka. Hołd dla wolnej myśli.
Mam wrażenie, że po raz kolejny “dobra zmiana” dotyczy wymiany odbiorców, a nie zmiany u nadawcy. To my musimy się dostosować do instytucji, a nie instytucja do nas. Upadek “Trójki” potwierdza też niestety zasadę, że nic nie jest wieczne. Rządzący publicznym radiem powinni o tej zasadzie pamiętać, tym bardziej, że poprzez zmiany niczego nowego nie tworzą, a wręcz przeciwnie.
Trójka mnie wychowała. Przyczyniła się do ukształtowania mojej wyobraźni i poglądów. Głosy Niedźwieckiego, Manna, Strzyczkowskiego i całej plejady czołówki polskich redaktorów muzycznych i radiowych, przyczyniły się do wytworzenia we mnie wzorca estetycznego i dziennikarskiego. To, co reprezentowali sobą dziennikarze Trójki stanowi dla mnie niedościgły wzór tego zawodu. Trójka zawsze była miejscem wolnej myśli i nieskrępowanych poglądów. Inteligentnych wstawek i wolnościowych zajawek nie mogła wyłowić, ani zakłócić, nawet komunistyczna cenzura. Redaktorami Trójki byli intelektualiści, ludzie kultury i gwiazdy muzyki. Radio to żyło w moim domu i było włączone prawie non stop; w kuchni i w samochodzie podczas jazdy. Niestety w dzisiejszych czasach nadszedł kres tego fenomenu.
Śmierć radia następowała w kilku odsłonach. Po politycznej zmianie dyrektorskich stanowisk niektórzy redaktorzy muzyczni odeszli z własnej woli, tak jak np. Jurek Owsiak, lub zostali po prostu zwolnieni (Jerzy Sosnowski). Pierwsza fala czystek nie wywołała jednak wielkiego oddźwięku. Przedstawicielem kolejnej fazy odejść był Dariusz Rosiak. Całkiem spora fala rezygnacji i wypowiedzeń dotyczyła Anny Gacek, za którą wstawił się Wojciech Mann i kolejni redaktorzy. Protest ten przygłuszyła jednak epidemia koronawirusa. Kolejna fala upadku radia to głośna sprawa piosenki Kazika. Wygrana utworu “Twój ból jest lepszy niż mój” na liście przebojów, a raczej negacja wygranej, stała się przyczynkiem do głębokiego kryzysu i masowego odejścia większości redaktorów. Odszedł redaktor Niedźwiecki, Kaczkowski i wielu innych. W popołudniowym “Zapraszamy do Trójki” puszczano na żywo telefony słuchaczy, którzy nierzadko płakali, jakby umarł im ktoś bliski lub złorzeczyli rządzącym. Zrozpaczone głosy łkających słuchaczy i słuchaczek, którym odebrano coś dla nich bardzo ważnego, zostaną mi w głowie szczególnie głęboko.
Prawie martwe ciało Trójki postanowił wskrzesić redaktor Strzyczkowski. Zostawszy dyrektorem przekonał do nowego otwarcia wielu zbuntowanych redaktorów i słuchaczy. Hasło “wracamy do Trójki” stało się jednak symbolem naiwnej wiary w życie po życiu. Kadra dyrektorska Polskiego Radia “kupiła sobie’ tym romantycznym wzlotem czas do przygotowania się na ostateczną konfrontację. Zwolnienie dyrektora Strzyczkowskiego było już elementem jakby szerszej reżyserii. Redaktor Zozuń relacjonował cały proces “przejęcia radia” jakby było przygotowane wcześniej. Na pięć minut przed audycjami zastępowano prowadzących. Odsunięty w ten sposób redaktor Zozuń otrzymał przykładowo bardzo “ciekawą” propozycję pracy w archiwum. Sytuację ktoś porównał nawet z czasem wprowadzenia stanu wojennego. Ostatnie “powstanie z wolną Trójką na sztandarach” upadło.
Ostatni raz słucham Trójki. Dziś nie dopuszczono głosów słuchaczy na antenie. Nie chcę uczestniczyć w tej destrukcji. Pisząc te słowa dowiedziałem się, że Beata Pawlikowska, która przyszła do Trójki na ostatniej fali optymizmu, również zrezygnowała. Wiem, że na miejsce zwolnionych pojawią się nowe twarze i głosy, ale słuchanie tego radia po tak “krwawej” destrukcji, jest dla mnie wewnętrznie niemożliwe. Trójka to coś więcej niż radio. To “coś” jest częścią mojego wewnętrznego fundamentu. Dla niektórych słuchaczy Trójka była jakby członkiem rodziny. W to miejsce ktoś chce włożyć zupełnie inny element. Nie zgadzam się na to. Dlatego dziś ostatni raz słucham Trójki. Po likwidacji telewizora, również radio pakuję i znoszę do składziku w piwnicy. Przechodzę na wolny internet i wolne media w internecie. Niech najnowsza historia Trójki będzie dla każdego z nas przedmiotem do głębszych przemyśleń na temat wolności słowa. My, ludzie którzy umiłowali góry i wolność z nimi związaną, powinniśmy jednoznacznie ocenić całą sytuację.
Sarum Keraj; 21 sierpień 2020

czwartek, 20 sierpnia 2020

BESKID MAŁY. (C)HROBACZA ŁĄKA I MAGU(Ó)RKA, czyli - O CO WŁAŚCIWIE CHODZI?


BESKID MAŁY - klasyk po rogalu górskim od Hrobaczej Łąki do Czupla przez Przełęcz Przegibek. Nocą z Bielska-Białej widzimy Hrobaczą z oświetlonym krzyżem na szczycie. Drugi biegun tego górskiego półksiężyca to wieża nadawcza na Magurce. Trasę spina Międzybrodzie Bialskie i Jezioro Międzybrodzkie z tamą w Porąbce. Jak przystało na Beskid Mały, nic do końca nie wiadomo z nazwami; (C)Hrobacza i Magu(ó)rka. Dodatkowo Czupel raz rośnie, raz maleje (930 - 933 m n.p.m.). Problemy tnę brzytwą Ockhama.

Dystans – 21,9 km
Suma roczna na 2020 r. - 449,1 km. (do planu tysiąca km./rok brakuje 550,9 km.)
Przewyższenie – 1,04 km.
Najwyższy punkt – Czupel 933 m n.p.m. (nowy pomiar to 930 m n.p.m.)
Cała wycieczka zapisana jest w TrekPlannerze na portalu Planeta Gór na moim profilu. Poniżej screen. 

Porąbka - tama (314 m. n.p.m.) - Hrobacza Łąka (828 m. n.p.m.)
Samochód zostawiamy na szerokim, bezpłatnym placu przy tamie w Porąbce. Przy szosie biegnącej na tamę stoi informacja turystyczna z dystansami. Na Hrobaczą Łąkę, szlakiem czerwonym, są stąd dwie godziny drogi.
Kierunkowskaz przy tamie w Porąbce.

Widok w kierunku gminy Kozy z szlaku na Hrobaczą.
Szlak czerwony wybieram ze względu na chęć przejścia jak największej części górskiego półksiężyca Hrobacza-Czupel po jego grzbiecie. Aby “zaliczyć” cały rogal górski powinniśmy zacząć od Zasolnicy i wejść na Bujakowski Groń. Są to jednak szczyty poza szlakiem i z zasady, bez szczególnej przyczyny nie wychylam się poza oznakowanie. Tak też mijamy te dwa wzniesienia, mając je po prawej stronie.
Na mapach Map Turystycznych widnieją w okolicach Zasolnicy dwa miejsca widokowe. Niestety są to stare informacje. Drzewa rosną, zabierając swą zielenią obszar obserwacji. Gdzieniegdzie, pomiędzy drzewami, widać co nieco tafli Jeziora Międzybrodzkiego. Perspektywa zmienia się kiedy docieramy na grzbiet i możemy zerknąć, również pomiędzy drzewami, w kierunku miejscowości Kozy. Podążając na Hrobaczą, raz za razem pomiędzy prześwitami lasu, obserwujemy panoramę gminy Kozy i okolic.
Hrobaczą Łąkę jako szczyt (828,4 m. n.p.m.) osiągamy w półtorej godziny. Zatem wymiar czasu ze wskaźnika na dole przy tamie jest czasem dla turysty - spacerowicza.
Widok spod krzyża w kierunku Bielska-Białej.

Krzyż Milenijny.
Na szczycie stoi Krzyż Milenijny postawiony tu na rozpoczęcie trzeciego tysiąclecia. Krzyż ma 35 metrów wysokości, 10,5 metra rozpiętości ramion i 22 światła, z czego dwa są czerwone, reszta białe. Jest to jeden z centralnych miejsc szlaku papieskiego. Na tablicy informacyjnej widnieje cytat “Stat crux dum volvitur orbis” czyli “Krzyż stoi chociaż kręci się świat”.
Widok z szczytu Hrobaczej Łąki.

Pamiątkowy kamień pod krzyżem. W tle platforma z ławeczkami. 

Szczyt - tabliczka znamionowa.
Pod krzyżem jest platforma widokowa na której ustawiono ławki. Z tejże platformy widać już część Bielska. Przy dobrej pogodzie można pewnie zobaczyć dość rozległy industrial GOP-u.

Chrobacza Łąka.
Każdego odwiedzającego to miejsce zaskoczy różnica pisowni w nazwie szczytu Hrobacza Łąka, a pisowni nazwy łąki poniżej - Chrobacza Łąka. Nazwa wywodzi się albo od robaków, albo do nazwiska historycznego właściciela łąki. Nie wchodząc w wywody naukowe, różnica wymowy polega na “h” twardym i “ch” miękkim, którą to różnicę zauważamy w języku słowackim, dialektach morawskich i wołoskich. Na wszystkich starych mapach widnieje nazwa Hrobacza Łąka, którą stosuje się w przewodnikach i lokalnym nazewnictwie. Jak w przypadku wielu nazw z okolic, przyczyną pisowni jest tradycja nazw wołoskich. Nieco zamieszania wprowadziła ustawa porządkująca nazwy własne miejscowości i miejsc w nazewnictwie języka polskiego. Ustawa nadała tejże łące nazwę Chrobacza Łąka przez “ch”. Odtąd formy te przeplatają się w nazewnictwie, powodując niejako chaos. Z inicjatywy działaczy społecznych Gminy Kozy utworzono nawet stronę internetową hrobacza.pl, gdzie forsuje się tradycyjną formę nazewnictwa. Wydaje się, że rządzący gminą Czernichów, na terytorium której leży łąka i schronisko, unikają tego problemu, nie dając się wciągnąć w dysputę. Dowodem na to była zmiana nazwy ulicy przy której stoi schronisko, z ulicy Chrobaczej na ulicę Alojzego Koniora (lokalnego działacza).
Myślę, że spór można przekuć w atrybut turystyczny i ciekawostkę przyciągającą turystów. Nazwę szczytu pozostawić jako Hrobaczą Łąkę, a nazwę łąki jako Chrobaczą Łąkę. Przy okazji można nawiązać do bogatej historii tego miejsca.
Jeszcze jedno spojrzenie spod krzyża.

Punkt widokowy na południową stronę góry - z Chrobaczej Łąki.
Będąc przy krzyżu, koniecznie trzeba zejść do schroniska leżącego nieco poniżej. Chrobacza Łąka nie jest już typową łąką. Rosną na niej coraz wyższe krzewy, a nawet drzewa. Na tej przestrzeni jest jeszcze kilka miejsc widokowych, z których widzimy Jezioro Międzybrodzkie, masyw góry Żar, masyw Czupla i Magurki. Nad przełomem Soły widzimy w tle Pilsko, a po jego lewej stronie, masyw Babiej Góry.
W tle widać zarys Pilska. W dole Jezioro Międzybrodzkie. Po prawej Czupel.

Dom Turystyczno - Rekolekcyjny Hrobacza Łąka.
Obecnie schronisko prowadzone jest przez księży z fundacji S.O.S. Obrony Poczętego Życia z Warszawy. Oficjalna jego nazwa to Dom Turystyczno - Rekolekcyjny Hrobacza Łąka. Jest ono odbudowane po pożarze w 2017 roku. Pierwsze schronisko zostało tu wybudowane w latach 30 XX wieku przez rodzinę Dorzaków. Byli to Zofia, Michalina i Jan Dorzak, długoletni właściciele tego miejsca. W czasie II wojny światowej miały tu miejsce najciekawsze i doniosłe epizody ich historii. Jan podpisawszy Volkslistę, chroniąc tym samym obiekt przed konfiskatą, zginął niestety na froncie wschodnim. Natomiast Michalina i Zofia bohatersko wpisały się w burzliwy czas wojny, przechowując tu żydowskie dziecko, a później lotnika rosyjskiego ze złamaną nogą. Przyczyniły się one również do ochrony dziedzictwa narodowego, magazynując tu dzieła Kossaka, które po wojnie przekazały władzom. Od 1973 roku właścicielem budynku jest lokalny działacz Rudolf Baścik, który remontuje i ulepsza ten obiekt. W 1991 przekazuje go nieodpłatnie obecnemu właścicielowi.

Do Przełęczy Przegibek.
Opuszczamy Chrobaczą Łąkę i schronisko. Po pewnym czasie dochodzimy do przełęczy zwanej U Panienki (710 m. n.p.m.). Przełęcz nazwę swą zawdzięcza kapliczce z figurą Matki Boskiej. Dość pokaźna kapliczka w formie słupa przydrożnego, została ufundowana w 1884 r. przez leśniczego z Kóz, J. Beinlicha, jako wotum za uratowanie życia przed watahą wilków.
Widok z przełęczy U Panienki. Centralnie w środku Magurka. W tle zarys Skrzycznego.

Przełęcz U Panienki.

Znak z czasówkami.
W pobliżu przełęczy znajduje się ciekawy punkt widokowy. Widać stąd doskonale Magurkę i Czupel, a po lewej ich stronie, nad Przełęczą Przegibek, widać wznoszący się tu szczyt Skrzycznego.
Z Przełęczy u Panienki podchodzimy dość stromo na kolejny szczyt z naszego “rogala”; Groniczki (839 m. n.p.m.). Groniczki przez miejscową ludność nazywane są Kopcami, ze względu na fakt posiadania przez tą górę kilku kulminacji.
Gaiki to kolejny szczyt na trasie.

Szlakiem niebieskim dochodzimy do drogi asfaltowej na Przełęcz Przegibek.

Opis szlaków przy parkingu.
Kolejnym szczytem na naszej trasie to Gaiki (808 m. n.p.m.). Tutaj opuszczamy szlak czerwony i skręcamy niebieskim w kierunku Przełęczy Przegibek. Kierunkowskaz wskazuje 30 minut drogi do tego miejsca.
Szlak prowadzi do asfaltowej ulicy. Jest to droga łącząca Bielsko z Międzybrodziem Bialskim. Na asfalcie widzimy pozostałości po Tour de Pologne. Jeden z jego etapów prowadził właśnie przez Przegibek i Kocierz.
Przełęcz Przegibek (663 m. n.p.m.) to najznaczniejsze obniżenie całego pasma. Znajduje się ono pomiędzy dwoma szczytami Przegibkiem a Sokołówką. Jest tu duży parking, punkt gastronomiczny “Gawra”, ciekawa kapliczka-figura Chrystusa Frasobliwego (1858 r.) i Pomnik Ofiar Wojny (1996 r.)

Magurka Wilkowicka
Na przełęczy Przegibek stoi mnóstwo samochodów. Darmowy parking skłania do rozpoczęcia właśnie w tym miejscu trasy turystycznej. Jest to zazwyczaj kierunek na Magurkę, dlatego na szlaku wymijamy wielu pnących się w górę turystów. Z Przegibka wiedzie w górę nie tylko szlak niebieski, ale też szeroka, kamienna droga dojazdowa do schroniska. Turyści podążają tą drogą, nie zważając na ścieżkę szlaku niebieskiego. Na trasie nie można przegapić miejsc widokowych, skąd doskonale widać panoramę Bielska-Białej i Beskidu Śląskiego.
Widok na Bielsko-Białą z szlaku na Magurkę.

Schronisko na Magurce.

Przed schroniskiem jest wielka łąka z widokami na Beskid Śląski.
Patrząc na nazwę Magurka, nie sposób zadać sobie pytania, czemu nie piszemy tej nazwy zgodnie z prawidłami ortografii, czyli Magórka przez “ó”, od rzeczownika góry. Otóż etymologia tej nazwy sięga do języka wołoskiego i jego pozostałości w innych językach; np. z rumuńskiego măgură (czyt. megure) to "odosobnione, obłe wzgórze". Często może się to zmiksować z prasłowiańskim maguła, mogiła. W naszym przypadku ostała się w tradycji nazwa Magurka z przyrostkiem Wilkowicka. Byli jednak w historii autorzy opracowań turystycznych, którzy pisali o niej “Magórka”. Komoniecki i Kazimierz Sosnowski opisywali to miejsce jako Magórka Łodygowicka. Tradycja lokalna była jednak silniejsza i nazwa przetrwała niezmieniona.
Magurka Wilkowicka (909 m. n.p.m.) jest bardzo popularnym miejscem odpoczynku nie tylko dla Bielszczan. Węzeł szlaków turystycznych pozwala na wejście tu praktycznie z czterech stron świata.
Na samej górze jest kilka zabudowań, między innymi charakterystyczna wieża nadawcza Radia Maryja, która pozwala odróżnić ten szczyt, patrząc na niego z daleka.
Na górze znajduje się też schronisko z 45 miejscami noclegowymi. Nosi ono nazwę Schronisko PTTK “Magurka” im. prof. Józefa Grzybowskiego. Profesor był propagatorem turystyki wśród młodzieży. Pierwsze schronisko na tym miejscu powstało w 1903 roku z inicjatywy niemieckiego towarzystwa turystycznego Beskidenverein jako Schronisko im. arcyksiężnej Marii Teresy na Górze Józefa (Josefsberg), gdyż tak Niemcy nazywali tą górę (nazwa pochodziła od kapliczki znajdującej się nieopodal). Schronisko to przetrwało 10 lat do czasu pożaru. W 1913 roku powstaje tu nowy budynek, który z biegiem czasu podlega modernizacjom.
Na miejscu można się cieszyć widokami głównie w kierunku Beskidu Śląskiego. Kierunek na Górę Żar zasłania szpaler drzew, który z roku na rok wydaje się być wyższy. Większość odwiedzających decyduje się na dalszą trasę w kierunku Czupla - najwyższego punktu w Beskidzie Małym.

Czupel. Zejście szlakiem czerwonym - Międzybrodzie Bialskie.
Na Czupel wiedzie szlak niebieski. Według czasówek, na dojście trzeba sobie zarezerwować 45 minut. Trasa nie jest wymagająca. Idzie się prawie równym odcinkiem szlaku. W końcowej fazie nieco podchodzimy pod górę, ale różnica poziomów nie jest znaczna. Po drodze spotykamy kilka punktów widokowych. Jeden z nich znajduje się za ogrodzoną przez właściciela łąką. Stamtąd widzimy szczyty Beskidu Śląskiego.
Widok w kierunku Skrzycznego z trasy na Czupel.

Idziemy w kierunku Czupla.

Punkt szczytowy.
Czupel (930(933) m. n.p.m.) jest oficjalnie najwyższym szczytem Beskidu Małego i dzięki temu wchodzi w skład Korony Gór Polski. Dokładne pomiary wysokości w latach siedemdziesiątych pozwoliły na zdetronizowanie Łamanej Skały (Madohora), która była uważana za tą najwyższą. Ponowne, niedawne pomiary (Geoportal 2015r.) znów dokonały korekty odejmując Czuplowi trzy metry (930 metrów z 933 m.). Jednak analizując wszystkie mapy i przewodniki, nadal funkcjonuje w przekazach medialnych wysokość 933m.
Na samym szczycie można sobie odpocząć na zainstalowanych tam ławeczkach. Wiele pisze się o dobrych widokach na okolicę dzięki tutejszym wiatrołomom. Niestety trzeba tą informację zaktualizować. Nowe poszycie leśne w wielu miejscach osiągnęło już wysokość uniemożliwiającą wszechstronną obserwację.
Zejście z Czupla szlakiem niebieskim - w tle góra Żar z doskonale widocznym zbiornikiem.

Od tego miejsca schodzimy szlakiem czerwonym.

Przełęcz Przegibek widziana z szlaku zejściowego.
Schodzimy szlakiem niebieskim aż do rozgałęzienia na Przełęczy Pod Rogaczem, gdzie żegnamy kolor niebieski na rzecz czerwonego. Po drodze obserwujemy górę Żar, którą doskonale widać ze szlaku.
Na mapie wysokościowej zauważyłem ostre zejście/wejście, z którym należy się tu faktycznie zmierzyć. Liczyłem też na widoki w kierunku Góry Żar, Hrobaczej Łąki i Jeziora Międzybrodzkiego. Niestety szlak prawie całkowicie pozbawiony jest punktów widokowych. Zejście jest dość strome, a stąpając trzeba uważać na sypką powierzchnię, by się nie poślizgnąć. Trasa jest zadrzewiona i prawie całkowicie zacieniona, dzięki czemu fajnie się ją przemierza w czasie upałów. Droga musi też pięknie wyglądać jesienią, ze względu na dużą ilość drzew liściastych.
Las na dole kończy się gwałtownie i brutalnie zderzamy się z cywilizacją, prawie potykając się o gęsto rozrzucone tu śmieci. Z Międzybrodzia Bialskiego, do którego trafiliśmy, musimy niestety iść wzdłuż ruchliwej drogi. Podążamy ulicą Żywiecką, wzdłuż Jeziora Międzybrodzkiego, aż do tamy w Porąbce. Po drodze rozkoszujemy się widokiem góry Żar, znajdującej się po drugiej stronie jeziora. Przeraża ilość śmieci jaką widzimy w zaułkach po drodze.

Brzytwa Ockhama.
Rozważając problem (C)Hrobaczej Łąki, Magu(ó)rki i Czupla postarałem się go rozwiązać stosując tzw. “brzytwę Ockhama”. Sprawa była o tyle uproszczona, że nie musiałem negować praw ogólnych i rozdzielać spraw teologicznych od naukowych. Skupiłem się na szczególe, dochodząc do uzasadnionej argumentami konkluzji.
Kim był Wilhelm Ockham i czemu bawił się brzytwą?
Myślimy o Średniowieczu jako czasie ciemności, a tymczasem Ockham był światłym przedstawicielem filozofii średniowiecznej. Nie miał łatwo. Żył w latach ok. 1300-1349/50. Pomimo żarliwej wiary musiał kilka razy tłumaczyć się ze swoich poglądów przed papieską kurią, został też objęty ekskomuniką i był zmuszony do ucieczki przed “jedynie słuszną opcją tamtych czasów”. Był wykładowcą uniwersyteckim, franciszkaninem, zaproponował myśl, która miała konsekwencje w późniejszych poglądach Lutra, a przede wszystkim w pojmowaniu nauk ścisłych na zachodnich uniwersytetach.
Ockham rozgraniczył teologię i filozofię. Teologia w jego rozumieniu miała zajmować się jedynie wiarą, a nie nauką i filozofią. Filozofia natomiast powinna się zajmować bytem jednostkowym (nauki ścisłe) lub pojęciami (logika). W tak rozumianej filozofii rola Boga odnosiła się jedynie do stworzenia świata w niczym niezdeterminowanym akcie twórczym. Świat powstał zatem z przypadku poprzez decyzję niepoznawalnego przez człowieka Boga.
Dla nauki istnieją tylko byty jednostkowe. Ockham odrzuca prawdy ogólne. Skupia się jedynie na bytach jednostkowych i ich indywidualnych własnościach.
Krótko mówiąc; prawdziwy jest szczegół, a nie ogół. Na tym polega sławna brzytwa Ockhama, czyli zasada ekonomii myślenia. Skoro istnieją tylko rzeczy poszczególne, to do wyjaśnienia różnic pomiędzy nimi, należy przyjąć tylko to, co jest do tego niezbędne. Należy w tym przypadku odrzucić byty ogólne. Naprawdę istnieją tylko poszczególne rzeczy, natomiast pojęcia ogólne są tylko znakami wskazującymi na realne istnienie wielu jednostek. W tym kontekście rozpatrywanie relacji Boga i świata nie ma sensu.Nie ma też ogólności, nie ma relacji, nie ma podobieństwa. Przykładowo ruch nie jest ogólną zasadą. Ciało porusza się dlatego, że ma w sobie możność ruchu, a nie dlatego że podlega ogólnej zasadzie ruchu. Ockham otwarł tym samym furtkę do nowego, naukowego pojmowania świata. Z jednej strony kładł nacisk na naukowe podejście do indywidualnych właściwości jednostki, a z drugiej strony zamknął teologię w granicach wiary, odmawiając jej pretendowania do roli nauki. Miało to kolosalne konsekwencje w każdej dziedzinie życia. Przykładowo postulował rozdział kościoła od państwa, co w tamtych czasach graniczyło z herezją.
Ockham, gdyby ożył w dzisiejszych czasach może zdziwiłby się, że jego średniowieczna zasada nadal jest stosowana, np. w programowaniu komputerowym. Na pewno walczyłby nadal o rozdział państwa od kościoła. Pewnie stanąłby po stronie nauki w opozycji do tzw. praw ogólnych. Ockham należy do grona umarłych, z którymi dzisiaj, jeśli byłoby to możliwe, chciałbym się spotkać i pokonwersować, pomimo różnicy stuleci.
Sarum Keraj; 15 sierpień 2020

TATRY - ZABAWA W KORONY