czwartek, 27 sierpnia 2020

PILSKO, czyli hołd dla radiowej “Trójki” R.I.P.


PILSKO to częsty cel podróży. Nic w tym dziwnego, bo masyw Pilska widziany jest z daleka, z każdej strony. Z sąsiadką, czyli z Babią Górą, stanowi tandem dwóch ponadprzeciętnych gór. Na szczyt wiedzie kilka szlaków; zatem można skomponować własne menu wejścia i zejścia. Dziś, t.j. 21 sierpnia 2020 roku, towarzyszy nam ostatni raz w podróży radiowa “Trójka”. Radio to, po zdymisjonowaniu dyrektora Kuby Strzyczkowskiego, wygląda jak wypalona ruina. Jest to koniec pewnej epoki i ostateczny upadek czegoś, co wznosiło się ponad horyzont zwyczajności. Sytuacja zachęca do głębszej refleksji nad wolnością słowa; wolnością, która jest tak ważna dla nas, ludzi gór. 

Dystans – 14,1 km
Suma roczna na 2020 r. - 463,2 km. (do planu tysiąca km./rok brakuje 536,8 km.)
Przewyższenie – 948 m.
Najwyższy punkt – Pilsko 1.557 m n.p.m.
Cała wycieczka zapisana jest w TrekPlannerze na portalu Planeta Gór na moim profilu. Poniżej screen.


Korbielów pastwiska.
W samochodzie słuchamy radiowej “Trójki”. Dziś piątek, czyli dawny dzień Wojciecha Manna, a jeszcze niedawno redaktora Łukawskiego, którego cenimy za wyjątkową błyskotliwość. Dziś nie ma doktora Rożka, nie ma telefonów od słuchaczy, nie ma informacji ze świata, ani bieżących analiz. Została neutralna muzyka, pomiędzy którą nieznany nam redaktor dzieli się swą muzyczną wiedzą. Odzywa się co kilka utworów, co sprawia wrażenie pustki w studiu.
Wrażenie smutku, który przychodzi sam z siebie, musimy zalać falą górskich endorfin. Samochód zostawiamy na parkingu przy ulicy Leśnej. Jak dobrze zrozumiałem informację, część tego parkingu jest płatna. Samochód oczywiście stawiamy na jego bezpłatnej części.
Prognozy przewidują upał. Dlatego postanowiłem wejść na Halę Miziową rankiem, szlakiem zielonym, przy względnym chłodzie, a wrócić szlakiem żółtym, który biegnie zacienionym lasem. 
Rozkosz żucia.

Pasterz i jego konie.

Na horyzoncie pojawił się szczyt Babiej Góry.
Trasa szlaku zielonego wiedzie w większości po odsłoniętej powierzchni łąk i pastwisk. Pierwszy jego odcinek prowadzi główną ulicą Korbielowa, aż do skrętu w ulicę Szczyrbok. Tutaj pokonujemy kawałek asfaltowej drogi, przy której, po lewej stronie, jest mnóstwo bezpłatnego miejsca parkingowego. Ostrzejsze podejścia zaczynają się od kolejnego skrętu w ul. Pod Buczynką. Mamy przyjemność towarzyszyć gospodarzom wyprowadzającym swoje zwierzęta na pastwiska. Jakiś czas idziemy za dwoma krowami z cielaczkiem. Pan ze zdjęcia zagradza nam na chwilę drogę, by przepuścić stado koni z jednego pastwiska na drugie. Otwierając drogę, mówi do nas nieco z żartem, nieco z przekąsem, że teraz może przejść drugie stado. Rubaszny żart kwitujemy na wesoło, przyznając się zgodnie z prawdą do zwierzęcego pochodzenia.
Mijamy pasące się na łańcuchach dorodne krowy. Idziemy bezdrzewnym stokiem wzdłuż wyciągów krzesełkowych. Wyciągi te stoją nieruchomo. Z mapy odczytuję ich nazwy; Baba, Solisko Express i Jontek Express. Ten ostatni kończy się na samej górze. Góra nazywa się Szlakówka (1.092 m n.p.m.). Nim tam dojdziemy, pniemy się ostro pod górę, po częściowo zakrzewionym stoku. Wykarczowanie tej połaci lasu, a wyżej również i kosodrzewiny, pod trasy narciarskie, było przedmiotem ostrych walk ekologów. Patrząc z tego punktu widzenia dostrzegamy kontrowersje. 
W tle Babia Góra. Zdjęcie z szlaku.

Zdjęcie w kierunku Korbielowa.

Podejście pod Szlakówkę.
Za naszymi plecami coraz wyraźniej i majestatycznie kształtuje się masyw Babiej Góry. Pod koniec podejścia, idąc wzdłuż kolejki, zeszliśmy trochę z szlaku. Właściwy szlak meandrował z boku po trasie, która zimą jest stokiem zjazdowym. Od Szlakówki natomiast wiedzie już szeroka droga, która nie jest tak stroma jak poprzednie odcinki szlaku. W pewnym momencie trasa nasza łączy się z szlakiem żółtym, którym będziemy później powracać. Z tego miejsca do budynku schroniska jest 45 minut. Teraz idziemy już dwukolorowym szlakiem. Słońce zaczyna być odczuwalne. Dobrze, że ścieżka prowadzi już chłodnym cieniem. Po pewnym czasie dochodzimy do Hali Kamieniańskiej, która graniczy z Halą Miziową. Jest to w miarę wypłaszczony teren, który w latach 30-tych XX wieku został oddany do użytku trzydziestu gospodarzom z Korbielowa, w tym również Janowi Mizia, protoplaście nazwy miejsca. 

Hala Miziowa.
Nazwa tego miejsca zawsze kojarzy mi się z misiem. Lubię przekręcać nazwę na halę misiową, co brzmi sympatycznie, ale trochę przewrotnie. Dziś jednak smutnawo, bo kojarzy się z redaktorem Niedźwieckim.

Hala Miziowa.

Prawie jesienny widok na Babią Górę.

Schronisko na Hali Miziowej. W tle masyw Pilska.

Na Hali dochodzi do nas szlak czerwony. Pęk różnokolorowych szlaków dobiega do tutejszego schroniska.
Idea schroniska powstała na początku XX wieku w głowach dwóch panów; Kazimierza Sosnowskiego - ikony turystyki pieszej i Jana Mizia - jednego z właścicieli terenu hali. Myśl ta powstała w opozycji do aktywności niemieckiej organizacji turystycznej Beskidenverein. Budowa obiektu trwała trzy lata i zakończyła się w 1930 roku. O nowoczesności tego obiektu świadczył fakt zainstalowania w nim telefonu i natrysków, co było w tamtych czasach luksusem. Niestety w 1953 roku pożar strawił cały obiekt. Tymczasowo i prowizorycznie, noclegownię zorganizowano w zachowanych od pożaru zabudowaniach gospodarczych. Jak to w życiu bywa, prowizorki są bardzo trwałe i stan ten funkcjonował prawie pół wieku, do 2003 roku. Wtedy otwarto obecne schronisko.W 2018 kolejny pożar strawił częściowo rozebrane zabudowania gospodarcze.
Budynek jest duży i funkcjonalny. Schronisko oferuje 90 miejsc noclegowych. Jest tam bar, restauracja, a nawet sala konferencyjna.
Teren Hali Miziowej i okolic jest wypłaszczeniem powstałym po dużym osuwisku. Jest to dobry punkt obserwacyjny na Beskid Żywiecki, a przede wszystkim na Babią Górę.

Pilsko.
Na Pilsko (1.557 m n.p.m.) prowadzą ze strony polskiej dwa szlaki. Różnią się one diametralnie. Szlak czarny przebiega po odsłoniętym terenie i moim zdaniem należałoby go unikać w okresie deszczów, bo idzie się stromo po błotnistej ziemi. Ze względu na brak drzew szlak obfituje w szereg doskonałych miejsc widokowych. Miejsca widokowe spotykamy również na szlaku żółtym, jednak tylko w nieosłoniętych drzewami punktach. Szlak żółty przypomina trasy tatrzańskie, gdzie idzie się kamiennymi serpentynami wśród kosodrzewiny lub niskich krzewów.
Widok na Romankę. Po jej lewej, za drzewami Rysianka.

Czarny szlak to nawet strome podejście.

Schronisko na Hali Miziowej widziane z szlaku wejściowego na Pilsko.
Oba szlaki łączą się przed punktem wysokościowym nazwanym Górą Pięciu Kopców (1.533 m n.p.m.). Tam też dochodzi szlak niebieski biegnący granicą. Od tego miejsca, na właściwą górę, wiedzie szlak zielony. Idziemy niewielkim nachyleniem między kosodrzewiną, aż na rozległą polanę zwiastującą wierzchołek. Właściwy szczyt Pilska znajduje się na stronie słowackiej. Na szczycie, oprócz słupka z nazwą i kierunkowskazami, stoi krzyż i ołtarz. Turyści wznieśli tu również dwa dość duże kopce z kamieni.

Pilsko - Polski Szczyt.

Góra Pięciu Kopców.

Masywy Romanki i Rysianki.
Dopiero wchodząc na sam szczyt możemy delektować się widokiem na Tatry. Panoramę w kierunku południowym uzupełnia Mała Fatra i Wielki Chocz ze swoim pasmem. Nieco dalej można wypatrzyć też Wielką Fatrę i Niskie Tatry.

Pilsko - szczyt.

Na szczycie znajduje się krzyż i ołtarz.

Widok w kierunku Małej Fatry.

Widok na Babią Górę.
Po kontemplacji rozległych widoków zabieramy się do zbierania borówek. Pomiędzy plackami kosodrzewiny są ich całe połacie. Na szczycie nie czuje się upału. Słońce praży ale wiatr ochładza skórę. Dlatego też udaje się nam zbierać jagody przez dwie godziny. Nie są to duże owoce, tylko drobne, acz słodkawe kuleczki. Dlatego bardzo powoli przybywa ich w naczyniu. Po pewnym czasie dochodzimy jednak do wprawy w zbieraniu. Trochę przeraża kolor palców, jednak nim wróciliśmy na parking kolor skóry zdążył się już znacznie znaturalizować.

W tle Beskid Śląski. Po prawej Beskid Mały.

W centrum Rysianka.

Made in Pilsko.

W tle Beskid Mały.
Nazwa Pilsko, jeśli chodzi o pochodzenie słowa, ma cztery wyjaśnienia. Jedna z hipotez mówi o zniekształconym słowackim słowie Pol’sko, czyli Polska. Jedno wyjaśnienie jest uniwersalne w stosunku do wielu miejsc i opiera się na nazwisku właściciela łąk na górze. W tym przypadku brzmiało ono Piela. Dwa inne wyjaśnienia opierają się na dwóch różnych czynnościach; piłowaniu (drewna) i piciu alkoholu przez okolicznych zbójników. Nie ma jednej ustalonej pewnej wersji pochodzenia nazwy Pilsko.
Sam szczyt jest dość rozległy i dosłownie z każdej strony można znaleźć dogodne miejsce do obserwacji. Góra wznosi się kilkaset metrów ponad swe sąsiadki (pomijając Babią Górę), dlatego widoki stąd są wyjątkowo rozległe i dalekie.

Powrót - szlak żółty.
Ze szczytu Pilska wybieramy na przewodnika kolor żółty. Tak jak wcześniej wspominałem, z szczytu wiedzie dróżka wijąca się pomiędzy wysoką kosodrzewiną. Skacze się po stopniach i kamiennych progach. Droga przypomina tatrzańskie szlaki. Szlak żółty jest nieco dłuższy niż czarny, ale ze względu na krzewy i drzewa osłaniające przed słońcem, idzie się bardzo przyjemnie. Po drodze mijamy miejsce pamięci poświęcone żołnierzowi o nazwisku Basik. Była to jedna z pierwszych ofiar śmiertelnych II wojny światowej. Żołnierz ów został zastrzelony właśnie w tym miejscu 1-go września 1939 roku.

Borówkowe pola.

Schronisko na Hali Miziowej - zejście.

Pamiątkowa mogiła poległego tu żołnierza.

Babia Góra widziana z szlaku żółtego.
Mijamy schronisko. Szlak, poza pewnymi wyjątkami, prowadzi prawie w całości w terenie zalesionym. Monotonne schodzenie uprzyjemnia nam leśny klimat i różnorodność tutejszej przyrody.
Na dole dochodzimy do rzeczki. Jest to Buczynka. Potok ten jest tu dość szeroki i wartki. Przeprawiamy się na jego drugą stronę dzięki nowej, szerokiej, drewnianej kładce. Przeprawa ta zwiastuje rychłe przejście na asfalt, którym dochodzimy do samochodu.

Radiowa Trójka. Hołd dla wolnej myśli.
Mam wrażenie, że po raz kolejny “dobra zmiana” dotyczy wymiany odbiorców, a nie zmiany u nadawcy. To my musimy się dostosować do instytucji, a nie instytucja do nas. Upadek “Trójki” potwierdza też niestety zasadę, że nic nie jest wieczne. Rządzący publicznym radiem powinni o tej zasadzie pamiętać, tym bardziej, że poprzez zmiany niczego nowego nie tworzą, a wręcz przeciwnie.
Trójka mnie wychowała. Przyczyniła się do ukształtowania mojej wyobraźni i poglądów. Głosy Niedźwieckiego, Manna, Strzyczkowskiego i całej plejady czołówki polskich redaktorów muzycznych i radiowych, przyczyniły się do wytworzenia we mnie wzorca estetycznego i dziennikarskiego. To, co reprezentowali sobą dziennikarze Trójki stanowi dla mnie niedościgły wzór tego zawodu. Trójka zawsze była miejscem wolnej myśli i nieskrępowanych poglądów. Inteligentnych wstawek i wolnościowych zajawek nie mogła wyłowić, ani zakłócić, nawet komunistyczna cenzura. Redaktorami Trójki byli intelektualiści, ludzie kultury i gwiazdy muzyki. Radio to żyło w moim domu i było włączone prawie non stop; w kuchni i w samochodzie podczas jazdy. Niestety w dzisiejszych czasach nadszedł kres tego fenomenu.
Śmierć radia następowała w kilku odsłonach. Po politycznej zmianie dyrektorskich stanowisk niektórzy redaktorzy muzyczni odeszli z własnej woli, tak jak np. Jurek Owsiak, lub zostali po prostu zwolnieni (Jerzy Sosnowski). Pierwsza fala czystek nie wywołała jednak wielkiego oddźwięku. Przedstawicielem kolejnej fazy odejść był Dariusz Rosiak. Całkiem spora fala rezygnacji i wypowiedzeń dotyczyła Anny Gacek, za którą wstawił się Wojciech Mann i kolejni redaktorzy. Protest ten przygłuszyła jednak epidemia koronawirusa. Kolejna fala upadku radia to głośna sprawa piosenki Kazika. Wygrana utworu “Twój ból jest lepszy niż mój” na liście przebojów, a raczej negacja wygranej, stała się przyczynkiem do głębokiego kryzysu i masowego odejścia większości redaktorów. Odszedł redaktor Niedźwiecki, Kaczkowski i wielu innych. W popołudniowym “Zapraszamy do Trójki” puszczano na żywo telefony słuchaczy, którzy nierzadko płakali, jakby umarł im ktoś bliski lub złorzeczyli rządzącym. Zrozpaczone głosy łkających słuchaczy i słuchaczek, którym odebrano coś dla nich bardzo ważnego, zostaną mi w głowie szczególnie głęboko.
Prawie martwe ciało Trójki postanowił wskrzesić redaktor Strzyczkowski. Zostawszy dyrektorem przekonał do nowego otwarcia wielu zbuntowanych redaktorów i słuchaczy. Hasło “wracamy do Trójki” stało się jednak symbolem naiwnej wiary w życie po życiu. Kadra dyrektorska Polskiego Radia “kupiła sobie’ tym romantycznym wzlotem czas do przygotowania się na ostateczną konfrontację. Zwolnienie dyrektora Strzyczkowskiego było już elementem jakby szerszej reżyserii. Redaktor Zozuń relacjonował cały proces “przejęcia radia” jakby było przygotowane wcześniej. Na pięć minut przed audycjami zastępowano prowadzących. Odsunięty w ten sposób redaktor Zozuń otrzymał przykładowo bardzo “ciekawą” propozycję pracy w archiwum. Sytuację ktoś porównał nawet z czasem wprowadzenia stanu wojennego. Ostatnie “powstanie z wolną Trójką na sztandarach” upadło.
Ostatni raz słucham Trójki. Dziś nie dopuszczono głosów słuchaczy na antenie. Nie chcę uczestniczyć w tej destrukcji. Pisząc te słowa dowiedziałem się, że Beata Pawlikowska, która przyszła do Trójki na ostatniej fali optymizmu, również zrezygnowała. Wiem, że na miejsce zwolnionych pojawią się nowe twarze i głosy, ale słuchanie tego radia po tak “krwawej” destrukcji, jest dla mnie wewnętrznie niemożliwe. Trójka to coś więcej niż radio. To “coś” jest częścią mojego wewnętrznego fundamentu. Dla niektórych słuchaczy Trójka była jakby członkiem rodziny. W to miejsce ktoś chce włożyć zupełnie inny element. Nie zgadzam się na to. Dlatego dziś ostatni raz słucham Trójki. Po likwidacji telewizora, również radio pakuję i znoszę do składziku w piwnicy. Przechodzę na wolny internet i wolne media w internecie. Niech najnowsza historia Trójki będzie dla każdego z nas przedmiotem do głębszych przemyśleń na temat wolności słowa. My, ludzie którzy umiłowali góry i wolność z nimi związaną, powinniśmy jednoznacznie ocenić całą sytuację.
Sarum Keraj; 21 sierpień 2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TATRY - ZABAWA W KORONY