czwartek, 5 grudnia 2019

KRÓLEWNA ŚNIEŻKA

KRÓLEWNA ŚNIEŻKA


TREKKING. Skąd zacząć? – “niebiański” Wang i dlaczego dobrze mieć drobne – “diabelski” Słonecznik – Droga Przyjaźni Polsko - Czechosłowackiej – Dom Śląski i incydent w górach – w audiencji u królewny Śnieżki – zejście przez kawałek tundry w Europie.

Dystans – 20,9 km
Przewyższenie – 1,10 km
Najwyższy punkt – Śnieżka 1602 m n.p.m.

Skąd zacząć?
Planując wyjazd w góry warto użyć wcześniej TrekPlannera na Planecie Gór, by wyliczyć dystans i przewyższenia. Poniżej link do mojej trasy:

https://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=28212

Na Śnieżkę prowadzi kilka szlaków. W moim przypadku zaplanowałem trasę, która obejmuje minimum 20 kilometrów i ponad tysiąc metrów przewyższenia, bo wiem, że jestem z żoną w stanie przejść taki dystans, mając na uwadze naszą kondycję. Staram się również nie schodzić z gór tym samym szlakiem, by po prostu więcej zobaczyć.
Dla turysty zmotoryzowanego kolejną ważną kwestią jest parking. Staram się znaleźć bezpłatny, dogodnie usytuowany. W tym celu przeglądam wcześniej mapy w popularnej przeglądarce i opinie o miejscu parkingowym.





Jeśli wybierzemy trasę od Świątyni Wang Śnieżka będzie znajdować się ciągle pod słońce, dlatego zdjęcia w jej kierunku niekoniecznie dobrze wychodzą. Warto też pomyśleć o tym, czy wchodzić od strony wschodniej, czy zachodniej, czyli pod słońce, czy ze słońcem.
Na trasie trzeba przede wszystkim uwzględnić miejsca ciekawe pod kątem zwiedzania. Osobiście wolę, gdy atrakcje turystyczne są na etapie wchodzenia pod górę, bo ma się więcej energii, a przez to więcej ciekawości do zwiedzania.
Mając powyższe na uwadze, wybrałem pętlę od parkingu dla “autobusów” (darmowy) pod świątynią Wang i przejście szlakiem niebieskim, a potem żółtym obok formacji skalnej Pielgrzymów, aż do skały Słonecznika. Następnie szlakiem czerwonym na szczyt Śnieżki. Powrót również czerwonym szlakiem na wschód i zejście czarnym i zielonym, aż do Białego Jaru.







“Niebiański” Wang i dlaczego dobrze mieć drobne
Zbliżając się do świątyni Wang można podziwiać charakterystyczne dla stylu sudeckiego, drewniane elewacje budynków. Sama świątynia różni się jednak od nich diametralnie. Wang jest wyjątkowa pod kilkoma względami. Wygląda jak z bajki, widoki z tarasu są doskonałe, a historia zabytku inspirująca.
Budynek został wzniesiony na wzór najlepszych przykładów skandynawskiego, drewnianego budownictwa sakralnego z bardzo trwałego drewna sosny norweskiej nasyconej dodatkowo żywicami. Świątynię pierwotnie zbudowano na przełomie XII i XIII w. w południowej Norwegii w miejscowości Vang, położonej nad jeziorem o tej samej nazwie. Budynek był świadkiem wielu historycznych wydarzeń, między innymi w 1814 r. została w nim przeprowadzona pierwsza runda wyborów do Zgromadzenia Narodowego Norwegii. Były to pierwsze wybory w Norwegii. Postanowiono ją jednak sprzedać, bo w planach był nowa - lepsza. Świątynia kupiona została w 1841 r. przez króla Prus Fryderyka Wilhelma IV, a hrabina von Reden, kierując się ponadprzeciętną pobożnością, namówiła króla, aby gotową świątynię przenieść do Karpacza dla swoich poddanych. Gdyby nie ta postać, świątynia podobno stałaby dziś w Berlinie.
Zwiedzanie kosztuje 10 zł od osoby dorosłej i 5 zł od dziecka. Warto mieć drobne, tym bardziej z rana. Na brak drobnych narzekali tu wszyscy, łącznie z panią w pobliskim WC (2 zł).
Przy świątyni znajduje się wejście do parku narodowego, gdzie uiszcza się opłatę wstępną. Jest to 8 zł dla dorosłych i 4 zł dla dzieci. Tu też nie mają drobnych, ale w przeciwieństwie do opłat w WC, można płacić kartą :). Paragon lub bilet wstępu trzeba koniecznie zabrać z sobą w trasę, ponieważ na szlaku z dużym prawdopodobieństwem można być skontrolowanym. Brak biletu może wiązać się z dotkliwym mandatem.







“Diabelski” Słonecznik
Wybraliśmy drogę szlakiem żółtym przez grupę skalną Pielgrzymy. Warto nadrobić kilka metrów więcej, by przejść przez to miejsce. Skały granitowe o wysokości około 25 metrów, szczególnie z daleka, przypominają trzy postacie, stąd wyobraźnia ludzka nadała im miano Pielgrzymów.
Słonecznik to skała wręcz legendarna w dosłownym znaczeniu. Wiążą się z nią liczne opowieści, między innymi o Liczyrzepie, lokalizując tu jego siedzibę i nazywając je “gniazdem Ducha Gór”. Jedna z skał faktycznie wygląda jak stojąca postać, przywodząca na myśl kogoś, kto patrząc w dolinę zastygł na zawsze jako kamień. Wierzono, że jest to postać diabła strzegącego Wielkiego Stawu. Stąd też w nazwach topograficznych, głównie po czeskiej stronie, występuje częsta nazwa Czarta (np. Čertův důl, Čertova Louka).







Nazwa Słonecznik (niem. Mittagstein) wzięła się z faktu, iż dla miejscowości znajdujących się poniżej gór, w Kotlinie Jeleniogórskiej, wędrujące po niebie słońce, około południa, znajdowało się bezpośrednio nad tą skałą.





Przy dobrej pogodzie można zobaczyć stąd Ślężę, a nawet sam Wrocław. Poniżej na zdjęciu widzimy trzy pasma górskie. Na pierwszym planie Rudawy Janowickie. Po prawej Góry Kamienne, a po lewej Góry Wałbrzyskie. Ostatnia linia na horyzoncie to Ślęża i Radunia. Po lewej stronie we mgle na horyzoncie (czego nie widać na zdjęciu) można się było dopatrzyć małego, sterczącego walca SkyTower z Wrocławia.







Droga Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej
Na mojej starej PRL-owskiej mapie szlak czerwony jest oznaczony jako “Droga Przyjaźni Polsko - Czechosłowackiej”. Dziś jest to fragment Głównego Szlaku Sudeckiego. Właściwie na tej mapie nic się nie zmieniło, ani kolory szlaków, ani większość nazw. Jest jedna znacząca różnica - pojawił się nowy kawałek szlaku, prowadzący na czeską stronę; z szlaku czerwonego do schroniska Lucni Bouda - efekt otwartych granic.
Szlak z Słonecznika do schroniska Dom Śląski jest bardzo malowniczy. Raz przebiega on poprzez szerokie łąki tundrowe, będące wyjątkowo głębokimi torfowiskami, a niekiedy granią nad przepaścią, z której to rozpościera się malowniczy widok na Kotlinę Jeleniogórską i na jeziora w obu kotłach u podnóży skał. Wpierw z góry możemy się raczyć widokiem Wielkiego Stawu, a następnie kotła z Małym Stawem i dwoma schroniskami, Samotnią i Strzechą Akademicką.









Od początku wejścia do Parku Narodowego zaskoczyła mnie bardzo dobra jakość szlaków górskich. Są to właściwie wybrukowane dróżki lub składnie wyprofilowane kamienne ścieżki, w newralgicznych miejscach zabezpieczone po bokach łańcuchami. Punkty widokowe ograniczone są barierkami. Na postojach często spotyka się kosze na śmieci, z podziałem na różne rodzaje, zgodnie z zasadami segregacji. Trasa jest też bardzo dobra dla biegaczy, których spotyka się tu wielu.
Ruch gęstniał w miarę zbliżania się do schroniska. Ze względu na zamknięty kawałek szlaku niebieskiego z Lucnej Boudy na Śnieżkę, cały ruch z czeskiej strony od zachodu kondensował się szlakiem czerwonym.





Dom Śląski i incydent w górach
Dom Śląski to schronisko z tradycjami. Jego powstanie zostało zdeterminowane rywalizacją Prus i Monarchii Habsburskiej. Wpierw powstało po stronie Habsburskiej schronisko Riesenbaude zwane od nazwiska właściciela Heldmannbaude. W odpowiedzi na to w roku 1847 po stronie śląskiej powstał pierwowzór Domu Śląskiego. W roku 1888 schronisko to spaliło się, niewykluczone że przy uczestnictwie właściciela zagranicznej konkurencji. Obecny budynek wzniesiono w latach 1921-22 jako trzeci na tym miejscu - zatem za 3 lata będziemy świętowali jego stulecie. Projektantem budynku był wrocławski architekt Herbert Eras, a sam projekt był wzorowany na podobnych obiektach znajdujących się w Alpach.





Miałem nieprzyjemność widzieć z góry zdarzenie, które było później w mediach szeroko opisywane, a dotyczące reanimacji turysty na szlaku pod Śnieżką. Widziałem z góry grupę gapiów i słyszałem sygnał pojazdu ratowników. Dźwięk syreny rozlegał się tak intensywnie, że nie sposób było go nie słyszeć. Byliśmy w połowie drogi na szczyt, pokonując coraz bardziej intensywne porywy wiatru, kiedy poprzez ludzi przebiegło coś na kształt fali. Większość ludzi przystanęła. W ludziach ciekawość jest cechą tak atawistyczną i pierwotną, jak potrzeba jedzenia i obrony życia. Tacy po prostu jesteśmy. Pomimo gwałtownego wiatru, słychać było powtarzane słowo “wypadek”.
W mediach opisywana była sytuacja leżącego człowieka, którego fotografowano zamiast udzielić pierwszej pomocy. Podczas udzielania pierwszej pomocy również krytykowano szkodliwe gapiostwo.







Wszechobecne telefony z coraz doskonalszymi aparatami fotograficznymi stają się swoistym antidotum i reakcją na emocje i ich rejestrację. Bezmyślnie bierze się telefon do ręki i fotografuje. Prowadzi to do takich właśnie negatywnych zachowań. W 1997 r. podczas powodzi stulecia w Raciborzu, jedynego towaru jakiego najpierw zabrakło w sklepach, to filmów do aparatów fotograficznych. Wszystkie wykupiono, by robić zdjęcia zdarzeniu, jakim była klęska powodzi. Zatem zjawisko nie jest nowe. Sama chęć dokumentowania wszystkiego nie jest moim zdaniem czymś złym, jednak patologicznie się rozrosła do bezmyślnego i bezuczuciowego rejestrowania nawet tragedii. Coś jednak szwankuje w społeczeństwie z poczuciem człowieczeństwa i naturalnymi powinnościami z tym związanymi; pod rozwagę...







W audiencji u królewny Śnieżki
Śnieżka to najwyższy szczyt u naszych południowych sąsiadów Czechów. Dla nich jest to prawdziwa królowa. Jej majestatu nie sposób trywializować. Góruje nad każdym okolicznym szczytem, przerastając wszystkie o przysłowiową głowę.
Śnieżka nie należy do grona przyjaznych, jest surową królową; częste wiatry huraganowe (największa średnia 10-minutowa prędkość wiatru zanotowana została 21 lutego 2004 roku i wynosiła 64 m/s czyli 234 km/h), rekordowe porywy wiatru dochodzą tu nawet do 80 m/s, zamglenie szczytu występuje ponad 300 dni w roku, a budowle na szczycie niejednokrotnie doznawały dotkliwych uszczerbków.
Na szczyt wiodła procesja ludzi. Człowiek podążał za człowiekiem, by odwiedzić górę. Pomimo podmuchów, które były intensywne, ludzie brnęli pod wiatr.

Szczyt. 
Po czeskiej stronie wierzchołek jest dobrze zagospodarowany. Istnieje tu bar z WC, górna stacja kolejki gondolowej, a nawet poczta.
Po stronie polskiej są dwie budowle; kościół św. Wawrzyńca i budynek stacji meteorologicznej.
Kaplicę wzniesiono w 1681 r. dzięki hrabiemu Christofowi Leopoldowi von Schaffgotsch jako jego wotum za zwrot dóbr cieplickich. Historia kościoła to pasmo szeregu nieszczęśliwych wydarzeń. Były pioruny, niszcząca wilgoć, pęknięcia murów, wojskowe potyczki, kradzieże, plądrowanie. Przez pewien czas był to schron dla turystów. W 1850 r. powrócono do charakteru sakralnego i tak jest do dziś. Wygląd budowli przez 300 lat nie uległ większym zmianom.





Druga budowla jest nowa, ale równie ciekawa. To Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne na Śnieżce im. Tadeusza Hołdysa (długoletni zasłużony kierownik tego obiektu). Zbudowano je w 1974 r. obok później rozebranego starego budynku, w którym pomiary meteorologiczne były prowadzone od 1900 r. Obserwatorium na Śnieżce jest jednym z dwóch, obok Kasprowego Wierchu obserwatoriów IMiGW włączonych do światowego systemu stacji wysokogórskich i pomiary muszą być tu wykonywane na okrągło, bez przerwy. Chyba nie ma osoby, która nie zetknęła się ze zdjęciem trzech charakterystycznych futurystycznych talerzy, jakie wchodzą w skład budowli. Jedno wydarzenie w historii tego obiektu warte jest wspomnienia; katastrofa budowlana z roku z 2009 r., kiedy, mówiąc w skrócie, odpadła podłoga górnego dysku. Defekt naprawiono, jednak konieczność naprawienia błędów konstrukcyjnych, niewydolna kanalizacja (ścieki są rozsączane po zboczu) i stary wodociąg, są oficjalnymi powodami, że restauracja jak i sam budynek nie jest udostępniany dla turystów od 2015 r., co spotyka się z rozżaleniem licznych tu rzeszy turystów, którzy chcieliby mieć w nim możliwość odpoczynku i konsumpcji.
Warto poszukać starych zdjęć tego miejsca. Szczyt wygląda tam jak mała osada; kaplica, wieża obserwatorium i dwa dość pokaźne budynki mieszkalne. Historia miejsca jest też imponująca i warto do niej sięgnąć.

Zejście przez kawałek tundry w Europie.
Opuszczamy surową królową i schodzimy ze szczytu w kierunku Czarnego Grzbietu. Karkonoska tundra to rzecz zupełnie wyjątkowa. Miejmy to na uwadze podążając przez ten niezwykły kawałek gór. Przede wszystkim z powodu fauny i flory charakterystycznej dla tundry, powstał tu park narodowy. Przypomina to trochę film “Park Jurajski”, w którym znaleziono siedlisko gadów, które oparły się jakimś cudem wymieraniu z okresu kredy. Tutaj w okresie zlodowacenia w czwartorzędzie, przeniknęła do Europy Środkowej północna tundra. Na grzbietach gór doszło do spotkania alpejskiej i północnej przyrody. Kiedy się potem ociepliło i lodowce ustąpiły, w Karkonoszach pozostała wyspa tundry, którą oddzielał od pozostałych terenów gęsty las. Dzięki temu, jak w Parku Jurajskim zachowało się tylko tutaj wiele gatunków fauny i flory z dawnych epok lodowcowych. Obszar arktyczno - alpejskiej tundry, którą tutaj mamy, jest przyrodniczym skarbem i miejmy tego świadomość podążając szlakami.
Sarum Keraj 2019


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TATRY - ZABAWA W KORONY