czwartek, 17 września 2020

KRYWAŃ, czyli CZYM JEST SZCZĘŚCIE?

KRYWAŃ to symbol Słowacji. Jest to ich narodowa góra. Stoi samotnie, ma specyficzny kształt i nie da się pomylić z innymi. Krywań jest widoczny z wielu miejsc na Słowacji. Dzięki temu, że wystaje ponad Kasprowy Wierch, a nawet ponad pasmo Czerwonych Wierchów widać go też dobrze z Polski. Jego prawie 2500 metrów wysokości i stromo nachylone zbocza budzą respekt i szacunek. Widoki z góry dostarczają też wiele radości i szczęścia, o czym w szerszym aspekcie traktuje “filozoficzna końcówka”. 

Dystans – 14,6 km
Suma roczna na 2020 r. - 511,1 km. (do planu tysiąca km./rok brakuje 488,9 km.)
Przewyższenie – 1,32 km.
Najwyższy punkt – Krywań 2.494 m n.p.m.
Cała wycieczka zapisana jest w TrekPlannerze na portalu Planeta Gór na moim profilu. Poniżej screen.


Podejście - szlak zielony.
Parking przy Bývalá Važecka Chata (dawna chata ważecka) wydaje się być niewielki. Jednak w przypadku zapełnienia miejsc przy szosie, parkingowi kierują samochody na polanę powyżej. Parking kosztuje 5 EURO. Jest możliwość zaparkowania przy drodze 537, ciut niżej, na wysokości Tri Studničky - Stará horáreň, ale po przeciwnej stronie niż park narodowy; nie ma tam zakazu postoju i wracając, widziałem kilka zaparkowanych pojazdów.
Z parkingu idzie się chwilkę lasem wzdłuż drogi głównej, właśnie na Tri Studničky - Stará horáreň. Jest tam rozgałęzienie szlaków. Czerwony (magistrala tatrzańska) i niebieski na Dolinę Koprową, odgałęziają się w lewo. Wybieram strome podejście szlaku zielonego na Krywań. Informacja podaje, że sam szczyt osiągniemy za 3 godz. i 45 minut marszu.
Poranny widok na Krywań z parkingu.

Rozgałęzienie szlaków na Tri Studničky - Stará horáreň.

Widok na Liptowski Mikulasz - nad miastem poranne mgły znad jeziora.
Zazwyczaj wszechobecny szczyt Krywania, nie jest przez dłuższy czas widziany. Podchodzi się mozolnie. Mijam odgałęzienie szlaku na zrekonstruowany schron partyzancki z czasów II wojny światowej. Jest tam oprócz podniszczonej konstrukcji drewnianego schronu, pomnik ku czci walczących tu Słowaków. Zastanawiają nazwiska wymienionych tu bohaterów narodowych. Nazwiska siedmiu poległych 14 stycznia 1945 r. żołnierzy mają słowackie, rosyjskie, a nawet niemieckie brzmienie. Pomimo, że z turystycznego punktu widzenia nie jest to miejsce ciekawe, jednak warto tu zajrzeć i pomyśleć chwilę o losie tych ludzi.
Historyczny schron wojskowy.

Pomnik ku czci poległych.

W pewnym momencie pojawia się sylwetka Krywania.

Panorama na Tatry Niskie.
Kiedy na trasie zaczyna się pojawiać kosodrzewina, pojawiają się też szersze widoki na okolicę. I tu zaczyna się prawdziwa bajka. Mam najpierw do czynienia z widokiem w kierunku Tatr Zachodnich i Liptowskiego Mikulasza. Nad miastem króluje jeszcze poranna mgła znad jeziora. W miarę nabierania wysokości, widoki również nabierają jakości. Opisywanie tego co widziałem byłoby niedoprecyzowaniem - niech przemówią głównie zdjęcia.
"Ślad" po aniele, który według legendy przekrzywił górę.

Tatry Niskie z szlaku zielonego.

"Cień wielkiej góry"
Mijam z lewej Grúnik. Przede mną Nižná priehyba. Wchodzę prawie na jej grzbiet. Mijam z prawej Krivanską kopę. Od tego momentu znów widzę masyw Krywania. Czym wcześniej rano wyjdziemy na szlak, tym większy cień jego masywu doświadczamy na końcu szlaku zielonego. Jest to fajna ulga w słoneczny dzień. 
Na skraju słońca.

Krivánsky žľab. Rozejście szlaków.

Widok na Tatry Zachodnie. Pod nimi trasa szlaku zielonego.

Ostrzegający turystów "palec" wzniesiony ku górze.

Urocze rumowiska skalne.

Ciągle pod górę.
Szlak trawersuje górę z prawej strony, aż do wspomnianego końca szlaku zielonego. Ma to miejsce przy styku z szlakiem niebieskim. Miejsce to nazywa się Krivánsky žľab. Od tego momentu idę szlakiem niebieskim, którym też będę wracać. Jeżeli ktoś ma deficyt wody, warto napełnić butle przy pobliskim źródełku.
Na górę wspina się wielu Słowaków. Trzeba się nastawić, że nie będziemy na szlaku samotni. Lepiej zaplanować wejście w tygodniu, ponieważ w weekendy możemy narazić się na tłumy ludzi. Spotkałem na szlaku bardzo sympatycznego Słowaka, który wchodził w sandałach. Tłumaczył mi, że przy suchych skałach buty te mają bardzo dobrą przyczepność. Wiem, że Indianie w Andach też chodzą w sandałach po śniegu, ale buty trzymające kostkę i chroniące przed przypadkowymi kopnięciami w skały, są bardziej pożądane w tych okolicznościach... Reasumując; na Krywań wchodzi wiele osób i są to często różni ludzie…

Lazur Zielonego Krywańskiego Jeziora

Widok z szlaku na Tatry Wysokie.

Powoli wchodzimy ponad Tatry Zachodnie. Z prawej nad nimi wyłania się masyw Pilska.

Tatry Niskie.

Krywań wydaje się być blisko. Jest to jednak kawał drogi.
Na Krivánskim žľabe informacja mówi, że będę się jeszcze wspinał jedną godzinę i piętnaście minut. Pomimo subiektywnego przekonania, że szczyt jest blisko, czasówka jest prawdziwa. Od tego miejsca czekają mnie bardziej strome odcinki. Już na samym początku niebieskiego szlaku muszę sobie pomóc w wspinaczce rękami. Po wejściu na grzbiet, który prowadzi na samą górę, zmienia się również panorama. Widzę już Tatry Wysokie i całą panoramę Tatr Niskich. Po prawej stronie, w dole, zauważam lazurową taflę Zielonego Krywańskiego Jeziora.
Osiągając Małego Krywania (2.334 m. n.p.m.) doznaję uczucia pełnej górskiej ekstazy. Krywań jest już na wyciągnięcie ręki. Pod koniec wspinaczki muszę jednak pokonać dość uciążliwą stromiznę. Pnąc się po piargach trzeba uważać, by nie strącić na kogoś kamyka. Kask byłby tu wskazany. Nie ma żadnych łańcuchów ani klamr, które wydają się jednak w ostatecznym rozrachunku zbyteczne. Wdrapawszy się na szczyt ostro łapię oddech. Na ostatnim odcinku przed szczytem każdy próbuje się z wydolnością własnego organizmu, sapiąc i dysząc osiąga wierzchołek.

Krywań.
Krywań (2.494 m. n.p.m.) to święta góra Słowaków. Jest ona symbolem narodowościowym tego państwa. Sylwetka góry pojawiała się i występuje na banknotach, flagach i proporcach. Nazwa pochodzi od “krzywania” czyli widocznej krzywizny góry. Legenda mówi, że przelatujący tutaj anioł zahaczył niechcący o górę i tak jej już zostało.

Przed nami Orla Perć. Doskonale widać stąd Świnicę i Kozie Wierchy.

Panorama na południe. W dole ślad szlaku.

Krywański krzyż na wierzchołku.

Czeska gra w kamyki dotarła też na Krywań.
W trzecią sobotę sierpnia Słowacy wchodzą na górę w ramach ogólnonarodowej wspinaczki. Narodową “Mekkę” Słowaków odwiedza też wiele ludzi kultury, czy też ludzi świata polityki. Jest to w dobrym tonie. Góra ta jest otoczona szczególnym szacunkiem, jako symbol narodowowyzwoleńczej walki tego niewielkiego, ale dumnego państwa.
Na szczycie, w centralnym miejscu, znajduje się drewniany krzyż lotaryński, który również stanowi narodowy symbol państwa słowackiego. Zdobi on wiele tamtejszych wierzchołków górskich. Krzyż niedawno został pomalowany, co daje się wyczuć w zapachu.

Giewont widziany z drugiej strony. Na horyzoncie masyw Babiej Góry i Policy.

Po prawej stronie Świnicy widać białawą smugę. Jest to prawdopodobnie obryw skalny na trasie zamkniętego szlaku na Zawrat.

Różnice w wysokości terenu (wynioslość) są tu jedne z najwyższych w Tatrach.

Na szczytach spotykamy ptaki, które liczą na okruchy chleba.
Jak na szczyt tatrzański, jest tam dość dużo miejsca. Wokół odpoczywających tu turystów latają wszędobylskie wróble, spoglądające kuso na jedzone przez nich kanapki. Spośród wielu tablic i elementów na szczycie, zwraca uwagę kamyczek z serduszkiem, pozostawiony tu w ramach czeskiej zabawy z kamykami. Wygląda tak pięknie i kolorowo, że nikt nie opoważa się go stąd zabrać.
Takiego widoku w Tatrach nie ma nigdzie. Krywań jest jednym z najwyższych szczytów Tatr i dodatkowo nie jest otoczony przez inne sobie podobne. Wokół nie ma gór, które zasłaniały by widok, dlatego panorama pełna jest szczegółów. Na zachodzie widać całą połać Tatr Zachodnich. Za nimi można wyróżnić Wielkiego Chocza i wierzchołki Małej Fatry. Południe to głównie panorama Tatr Niskich. Wszystkie wierzchołki tego pasma są stąd doskonale rozpoznawalne. Dostrzegamy też wierzchołki Wielkiej Fatry i co musiałbym sprawdzić, chyba widać było również węgierską Matrę z Kekesem w roli głównej

Tatry Wysokie na jednym zdjęciu rodzinnym.

Tysiące fotografii; milczące góry.

Krywań to narodowa góra Słowaków.

Tatry Zachodnie skupiają się jakby w jednym miejscu. Ponad nimi księżyc. Za nimi Mała Fatra. Po lewej Wielka Fatra.
Północ to Polska. Widać Pilsko, Babią Górę z doskonale wyróżniającym się stąd podłużnym masywem Policy. Rozróżnić można też Gorce, Pieniny, a nawet wierzchołki Beskidu Wyspowego.
Tatry Polskie są stąd doskonale rozróżnialne; Świnica, Giewont, Kasprowy Wierch i oczywiście Rysy, które są ciut wyższe niż Krywań. Tatry Wysokie ustawiają się w jedną wielką ścianę. Wyróżniają się przede wszystkim dwa kopczyki Wysokiej, masyw Gerlacha, Lodowy i Łomnicki Szczyt.
Ciekawostką jest doskonale widoczne oberwanie skał na trasie Orlej Perci; Świnica-Zawrat. Jest to białawe miejsce, które ciągnie się w dół po trasie przypuszczalnego obrywu skalnego. Świeże skały widać gołym okiem.

Zejście - szlak niebieski i czerwony.
Schodzi się tym samym szlakiem (niebieski) jakim się wchodziło. Zawsze zaskakuje mnie przy schodzeniu trudność z przestawienia się na inny tryb chodzenia. Zsuwanie się po rynnach żlebowych to element początkowego odcinka zejścia. Później nastawiam się na monotonne przeskakiwanie z kamienia na kamień. Warto przystawać i oglądać się za siebie. Rejestruje się dzięki temu widoki i perspektywy, które mogło się przeoczyć wchodząc.

Krywań.

W drodze powrotnej.


Widać jak na dłoni całą drogę powrotną. Po lewej mała kropka Jamskiego Plesa. Po prawej punkt z parkingiem.
Skacząc ze skały na skałę, lub ostrożnie zsuwając się po stromych odcinkach, dochodzę do rozejścia szlaków - Krivánsky žľab. Wybieram tym razem szlak niebieski w kierunku Jamskeho Plesa. Znacznik informuje mnie, że będę tam za półtorej godziny.

Paralotniarz na tle gór.

Helikopter i paralotniarz nad Krywaniem.

Paralotniarz na tle Tatr Zachodnich.

Turysta na zakręcie szlaku niebieskiego.
Znaki niebieskie okrążają górę, skręcając na lewo. Jeszcze przez pewien czas widzę po drugiej stronie żlebu szlak zielony, którym tu przybyłem. Pięknie prezentuje się stąd sam masyw Krywania. Na szlaku, jak na każdym innym, warto się zatrzymywać i patrzeć za siebie. Z tyłu, dzięki meandrującemu szlakowi, widzę masyw Krywania z różnych, dość zaskakujących perspektyw. Jest tam miejsce, gdzie stoi potężny głaz, który na tle krajobrazu imituje jakby bliźniaczą górę, kształtem zbliżoną do znacznie oddalonego już Krywania.

Widok znad Jamskiego Plesa w kierunku Krywania.

Miejsce na szlaku niebieskim, gdzie głaz z prawej udaje prawdziwą górę.

Ścieżka na Krywań
Jamskie Pleso to małe jeziorko. Kiedyś znajdowało się tutaj schronisko. Dziś, oprócz zadaszonej wiaty, nie ma już żadnych zabudowań, a jezioro powoli zarasta. Jednak jego malowniczość i wręcz kiczowaty urok w kontekście otaczających go gór, jest niebanalny. Jest coś magicznego w tym jeziorku, które wręcz nakazuje przystanąć lub przysiąść się na kamieniu przy brzegu. Jeziorko hipnotyzuje. Można zrobić fotografię z jego taflą i wznoszącym się ponad nią Krywaniem. Pięknie stąd prezentuje się też grzbiet Soliska z tamtejszym schroniskiem.

Jamskie Pleso.

Pożegnanie z Krywaniem.

Widok na Tatry Zachodnie.

Widok z Jamskiego Plesa na Solisko.
Wracam na parking szlakiem czerwonym (magistralą tatrzańską). Masyw Krywania skrywa się w trakcie marszruty za pobliskim wzniesieniem. Szlak biegnie głównie w dół. Pod koniec, ponownie wyłania się wszechobecna sylwetka Krywania, którą ostatecznie żegnam. Na parking wchodzę z przeciwnej strony niż go opuszczałem.

SZCZĘŚCIE.
Wspinając się na Krywań, będąc na nim, schodząc, jak też długo po zejściu, byłem po prostu szczęśliwy!!! Wybaczcie wielość zdjęć, ale wyprawa owa dała mi wyjątkową jakość szczęścia, którym chciałbym się podzielić.
Czym jest szczęście? Czy szczęście jest celem życia?
Kiedy myślę o szczęściu, mam w oczach główną scenę z “Dróg Wolności” Jeana Paula Sartre'a, kiedy jeden z głównych bohaterów, Mateusz, osiągając ekstazę wolności, przez pięć minut nurza się w szczęściu czystej wody. Płaci za to cenę najwyższą. Jeśli ktoś czytał książkę, wie o czym piszę, innych zachęcam do przeczytania, bo i język autora jest niebanalny i soczysty, a i książka wciąga szeregiem zaskakujących wątków.

Według neurologów i chemików, szczęście u człowieka jest wywołane przez serotoninę i dopaminę, wydzielaną przez organizm w określonych sytuacjach. Pomijam sytuacje sztucznego wywoływania tych stanów przy używaniu określonych substancji.
Wiemy zatem jak to się dzieje, że człowiek odczuwa szczęście. Teraz pytanie; dlaczego się to dzieje?
W religiach szczęście wiąże się przede wszystkim z obcowaniem z bogiem (Tomasz z Akwinu). W buddyźmie aspekt szczęścia wywołuje wyzbycie się pragnień. Ponieważ spełnienie wszystkich pragnień jest niemożliwe, zatem poprzez zapanowanie nad nimi i niejako negację ich konieczności, osiągamy specjalny stan szczęścia, zwany nirwaną.
W historii filozofii pojęcie szczęścia wiązało się z konkretnymi stanami i kontekstami. Dla wielu filozofów szczęście związane było z pełnią życia jaką daje myślenie, czyli niejako z samym aktem filozofowania. Często szczęście kojarzono z naturą. Tu należy wspomnieć Arystotelesa, który twierdził, że człowiek jest szczęśliwy, zanurzając się w własnej jego naturze, czyli myśląc. Arystoteles wspomniał o ciekawym aspekcie tego zjawiska, jakim jest zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych, jako niezbędnego elementu osiągania szczęścia (czyli potrzeb wyższych). Tu nasuwa się na myśl piramida Maslowa, wielokrotnie przebudowywana, a nawet burzona, jednak dająca ciekawe światło na systematykę potrzeb.
Można też prosto wywieźć uczucie szczęścia od doznawania przyjemności (epikureizm). Szczęście kojarzono również z życiem cnotliwym - stoicy (jakkolwiek by nie rozumieć cnót). Można też po prostu stwierdzić, że szczęście w życiu jest nieosiągalne (Platon). Współczesne nauki społeczne kładą nacisk na powiązanie szczęścia z zadowoleniem z własnego życia.
Trzeba w tym miejscu przytoczyć encyklopedyczne pojęcie szczęścia (encyklopedia PWN); “szczęście, filoz., psychol. pojęcie niejednolicie definiowane, używane w znaczeniu: zdobycia najwyżej cenionych społecznie dóbr i przymiotów, trwałego zadowolenia z życia połączonego z pogodą ducha i optymizmem, poznawczej oceny własnego życia jako udanego, wartościowego i sensownego, pomyślnego bilansu doświadczeń życiowych.”
Podsumujmy. Uczucie szczęścia zależy od indywidualnych jego miar i osobiście pojmowanej jego natury. Szczęście jako uczucie jest ściśle powiązane z indywidualnym uzasadnieniem własnej egzystencji. 
Życzmy sobie zatem, po dziecięcemu: “dużo szczęścia, radości i prezentów”:) - cokolwiek to oznacza.
Sarum Keraj; 09 wrzesień 2020



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TATRY - ZABAWA W KORONY